Zbliżający się 1 listopada, dzień Wszystkich Świętych, przywołuje w naturalny sposób temat końca, śmierci, który często w dzisiejszych czasach stał się tematem tabu. Dawniej jednak podchodzono do niego nieco inaczej, a na pewno częściej myślano o umieraniu. Jest to jednak taka kwestia, która w kulturze materialnej ma dość skromne artefakty. Przeważnie pojawiają się stroje na czas żałoby, fotografie, a w zbiorach Muzeum w Tarnowskich Górach natrafimy jeszcze na swego rodzaju „perełki
Na początek powiedzmy o fotografiach ukazujących zmarłego w domu, które dość powszechnie wykonywano kiedy zmarły był już przygotowany do pogrzebu, ubrany i ułożony w trumnie. Zwyczajowo ten czas trwał trzy dni. Wówczas w domu żałoby zamierało normalne „życie”, ponieważ wierzono, że dusza zmarłego może jeszcze tam przebywać. Zatrzymywano zegary i zasłaniano lustra „co by nieboszczyk się nie łobejrzoł”. Celebrowano wówczas tzw. „puste wieczory”, na które schodzili się sąsiedzi, znajomi i krewni. Wokół trumny modlono się, odmawiając każdego wieczoru różaniec. Do prowadzenia tych modlitw zapraszano tzw. „rzykaczkę”. Na zakończenie podchodzono do zmarłego i żegnano się – dotykając go i mówiąc „z panym Bogiem” ewentualnie poprosić o wybaczenie lub samemu darować jakieś uchybienia mówiąc: „wybocz lub wyboczom”. Najbliższa rodzina ze zmarłym żegnała się tuż przed zamknięciem trumny – w dzień pogrzebu. Zwyczajowo w ostatni „pusty wieczór” dla wszystkich uczestników przygotowywano poczęstunek w postaci kołocza i kawy. Należy również wspomnieć, że tradycja nakazywała, aby do 6 tygodni po zgonie nie robić jakichkolwiek porządków z rzeczami zmarłego, również nie usuwano z grobu zwiędłych kwiatów, ponieważ jak wierzono, zmarły może jeszcze chcieć samemu to uczynić.
Jednak dawniej ludzie starsi przygotowywali się na śmierć i modlili się o dobrą godzinę śmierci lub po prostu o szczęśliwą śmierć. Porządkowali wszystkie sprawy, zwłaszcza te majątkowe i przygotowywali „łobleczynie” do trumny, szczególną uwagę zwracały na tę kwestię kobiety. Otóż ze strojem trumiennym było tak, że do XVIII wieku obowiązywała koszula śmiertelna. W materiałach etnograficznych można przeczytać, że sporządzano ją specjalnie do trumny z białego lub szarego płótna (szyta bez węzłów i nigdy w niedzielę). Był to strój stosunkowo tani, a niegdyś ubrania były drogie. Dobrze opowiada o tym zjawisku jedna ze zwrotek piosenki ludowej znanej w okolicach Cieszyna:
Dostołech też potym kabot na święta, co nieboszczyk starzyk posł w nim cielęta.
Gdyby byli starzyk żyli, toby byli w nim chodzili, jo bych ni mioł nic, hej.
Wspomniany „kabot” to rodzaj grubszej, dłuższej marynarki, a starzyk w drogę do wieczności najprawdopodobniej został ubrany w śmiertelną koszulę. Temat strojów trumiennych jest bardzo interesujący, a badane sarkofagi monarchów czy magnaterii odkrywają wiele ciekawych informacji. Np. zdarzały się pochówki, gdzie koszula śmiertelna była okrywana strojem szlacheckim, ale tylko od frontu, a pas kontuszowy tylko w niewielkim kawałku – stąd wniosek, że sporządzano je specjalnie do trumny, ponieważ ten w „życiowym” użytku był zbyt kosztowny. Sporadycznie występują pochówki gdzie ubiór był kompletny, a dziecięce trumny są wyściełane jedwabiem identycznym jak sukienka, co jak można domniemywać dotyczyło bardzo bogatych osób. Dodam, że w sarkofagu św. Jadwigi (króla Polski) odnaleziono insygnia monarsze wykonane z drewna i skóry.
Jednak w XIX wieku zmieniła się moda i od tego czasu ubierano zmarłego w strój, który był w użytku (jego najbardziej odświętną wersję), wedle mody mieszczańskiej, ludowej ewentualnie żołnierze czy górnicy bywali chowani w mundurach. Aczkolwiek możemy również usłyszeć o tekturowych trumiennych butach. W każdym razie strój do trumny musiał być „narychtowany” podług czasu. Po uroczystościach pogrzebowych na stypie dyskutowano czy zmarły wyglądał dobrze czy… źle. Ponoć „nieboszczka” w trumnie lepiej prezentowała się w jasnych kolorach i koniecznie dłuższej sukience i spódnicy. Z pewnością takich problemów dawniej nie miały tradycyjne Ślązaczki, które w ostatnią podróż ubierano w stroje ludowe. W naszych zbiorach zachowała się jedna z klisz szklanych przedstawiająca właśnie tak ubraną kobietę.
Całkiem sporo Muzeum posiada zdjęć ukazujących zmarłe dzieci (jeszcze na początku XX w. śmiertelność w tej grupie była naprawdę duża). Przeważnie małe dzieci ubierano na biało i przystrajano mirtowymi gałązkami. Zwyczajowo również wkładano obrazki (umieszczało je rodzeństwo lub rówieśnicy, aby dziecko miało czym się bawić). Tradycja nakazywała również położenie pod głową zmarłego święconych ziół. Oprócz tego, zmarłego zaopatrywano w modlitewnik i różaniec oraz dawano pieniądz „co by mioł na ofiara”.
Na zakończenie wspomnę o trzech bardzo rzadkich eksponatach, które są w naszych zbiorach. Jeden z nich to oprawiony w ramę fragment wieńca pogrzebowego z początku XX w., (sztuczne kwiaty, szarfy z napisami w języku niemieckim), niestety nie znamy szerszego kontekstu kulturowego tego obiektu, a należy podkreślić, że tradycja zabraniała przynoszenia do domu czegokolwiek z cmentarza. Drugi eksponat to przedmiot, który w powoduje konsternację nawet u samych muzealników. Jest to mały model nagrobka, kopia prawdziwego. Został on sporządzony na prośbę starszej kobiety, która sama już była schorowana i nie mogła odwiedzać grobu dziadków, którzy ją wychowali. Dlatego poprosiła o sporządzenie jego miniaturki. Najstarszymi i najbardziej reprezentacyjnym obiektami Muzeum w Tarnowskich Górach są tarcze trumienne tarnogórskiego bractwa strzeleckiego, które można oglądać na wystawie stałej.
Bogusława Brol