Rewolucja przemysłowa, która w XIX w. odmieniła Górny Śląsk, nie spowodowała, iż zupełnie znikła tradycyjna kultura rolnicza
Pewne jej elementy są celebrowane do dnia dzisiejszego. Dobrze miewa się święto dożynkowe, które rokrocznie jest hucznie obchodzone nie tylko w miejscowościach rolniczych. Oficjalna część to przeważnie Msza św. w kościele, a później odbywają się wydarzenia koncertowo-zabawowe, które przeciągają się do późnych godzin nocnych. Na trasach przejazdu zwyczajowego korowodu pojawiają się humorystyczne dekoracje. Tak jest współcześnie, a jak było kiedyś?
Początki tego święta sięgają czasów przedchrześcijańskich, kiedy w cyklu wydarzeń dorocznych świętowano dziękczynnie za zebrane plony. Obchodzono je 23 września (równonoc jesienna) lub wówczas, kiedy plony zostały zwiezione z pól.
Naszą opowieść rozpocznijmy jednak od dawnych żniw, które uchodziły za jedną z najcięższych prac, zwłaszcza w epoce przed kombajnowej. Jeszcze na początku XX w. obowiązkowo święcono sierpy i kosy, a pierwsze kłosy układano w krzyż i również kropiono wodą. Sierp widzimy w rzeźbie (ze zbiorów Muzeum w Tarnowskich Górach) autorstwa Alojzego Niedbały (1905–1987). Przedstawia ona żniwiarkę, czyli młodą kobietę ubraną w strój stylizowany na ludowy. Do prac żniwiarek sierp był specjalnie zmodyfikowany, winien być z niewielkimi ząbkami, które ułatwiały zgarnięcie odpowiedniej ilości skoszonego kosą zboża. Kobiety przy żniwach były zaangażowane do „ubierania”, formowania snopków i grabienia ścierniska, aby jak najmniej pozostało na niej kłosów. Koszenie kosą było przypisane mężczyznom.
Jak się okazuje, najstarsi mieszkańcy Śląska już w XIX w. mgliście pamiętali sierp jako narzędzie służące do żęcia zboża. Stało się tak, ponieważ władze pruskie w 1764 r. wydały rozporządzenie nakazujące koszenie kosą. Z owego rozporządzenia dowiadujemy się, dlaczego tak zalecano. Przy użyciu sierpów żniwa bardzo długo się przeciągały (kwestie pogody i natłok innych obowiązkowych prac w gospodarstwie). Wspominano o dużym marnotrawstwie paszy i nawozu, na polu pozostawała znaczna część słomy. Od tego czasu „kosoki”, bo tak w gwarze śląskiej nazywano sierpy, przeobraziły się w narzędzia pomocne żniwiarkom. I w takim użyciu były jeszcze do drugiej połowy XX w.
Natomiast sierpy o ostrzach prostych służyły jedynie do cięcia „zielska dla gadziny”. W odróżnieniu od centralnej Polski czy kresów wschodnich, gdzie sierp był głównym narzędziem żniwiarskim, jeszcze w XX w., o czym w niezwykle barwny sposób opowiada film „Konopielka” w reżyserii Witolda Leszczyńskiego (adaptacja powieści Edwarda Redlińskiego).
Kosami koszono do końca XIX w., do czasu kiedy pojawiły się mechaniczne kosiarki i specjalne żniwiarki do zbóż, które „odkładały” pokosy. Przez to ścięte zboże jeszcze łatwiej można było uformować w snopy. To urządzenie zastąpiło pracę ośmiu żniwiarzy pracujących kosami. Były to maszyny drogie i początkowo tylko bogaci gospodarze mogli sobie na nie pozwolić. Przed wybuchem II Wojny Światowej większość żniw na terenie Górnego Śląska odbywała się przy pomocy takich urządzeń.
Głównym rekwizytem samych dożynek był wieniec, który wedle tradycji miała wykonać najbardziej wprawna żniwiarka (taka, spod której rąk wyszło najwięcej snopów). Dożynkowe wieńce nazywa się też koronami. Mogły mieć różnego rodzaju wyszukane kształty. W klasycznym wieńcu powinny się znaleźć wszystkie gatunki uprawianych zbóż. Ozdabiano je kwiatami, owocami i warzywami. Panowała w tym względzie swoboda, którą ograniczała dostępność materiałów i lokalna tradycja, w czasach dożynek ogólnopolskich wiele tych tradycji się przemieszało.
W 2020 r. do zbiorów Muzeum w Tarnowskich Górach trafiła kolekcja zdjęć ukazujących dożynki w czasie okupacji niemieckiej w Rybnej, na których możemy zobaczyć, jak wyglądała ówczesna korona żniwna.
W naszych zbiorach są jeszcze inne obiekty opowiadające o tych wydarzeniach. Mianowicie maszynopis autorstwa tarnogórskiego księgarza i historyka Jana Nowaka zatytułowany: Dożynki wielka operetka narodowa z baletami i tańcami ludowymi w trzech aktach. Niestety nie wiadomo, czy dzieło miało swoją sceniczną premierę.
Natomiast drukiem ukazała się broszurka (fragment maszynopisu, również w naszych zbiorach) zatytułowana „Korona Żniwna”. Trudno ze stuprocentową pewnością określić co jest w niej licentia poetica, a co zaczerpnięto z realiów prawdziwych żniw i dożynek. W każdym razie w refrenie padają słowa: Jeno kosę bruś oraz sierp i kosę bruś. Czyli wspomina typowe narzędzia, o których była już mowa. Kosa do tej pracy musiała być odpowiednio „naklepana”, czyli ostrze należało położyć na metalowym kowadle i uderzać młotkiem, aby stało się jak najcieńsze. W omawianym utworze padają takie słowa: kosę klep, młotkiem w łeb. Natomiast samo „bruszenie” do słowa „bruś” miało miejsce na polu podczas prac, gdzie kosa była w ciągu dnie kilkakrotnie ostrzona „osełką” czy „bruszona”.
Słowo „brusić”, a w zasadzie „pobrusić”, jak wskazują historycy, pojawia się w pierwszym polskim zdaniu „Day ut ia pobrusa, a ti poziwai” w XIII-wiecznej Księdze Henrykowskiej spisanej po łacinie. I w taki oto sposób od współczesnych dożynek dotarliśmy do mroków średniowiecznej polszczyzny.
Bogusława Brol