Menu Zamknij

O górniczym pozdrowieniu „Szczęść Boże”

Praca w kopalni wiązała się z ryzykiem nagłej i niespodziewanej śmierci, dlatego też w strefę codziennego trudnego i niebezpiecznego profanum – wplatano jak najwięcej ze sfery sacrum

Na Śląsku górnicy w ostatnich dziesięcioleciach pozdrawiali się, używając zwrotu „Szczęść Boże” – obowiązkowo pod ziemią, jak i przestępując bramę kopalni. Wychodząc z domu na szychtę, wypowiadano zarówno to błogosławieństwo, jak również popularne były pożegnania: „z panem Bogiem”, „z Bogiem” lub po prostu „zostańcie z Bogiem”. W niektórych domach kierowano również krótkie prośby do patronki górników: „Barbaro miej na niego patrzynie”, „a przyprowadź go w zdrowiu do domu”, „przyprowadź go do domu”, „Barbaro święta chroń nas od zła wszelkiego”. Tego rodzaju prośby były przejawem osobistej religijności w odróżnieniu od powszechne wypowiadanego „Szczęść Boże”.
W czasach renesansu tarnogórskiego górnictwa tutejsi gwarkowie i w znacznej części zwyczajni górnicy posługiwali się pozdrowieniem: „Glück auf”, które jest tłumaczone na polskie „Szczęść Boże”, co dla dwujęzycznych Ślązaków było po prostu tożsame. Analizując tę kwestę możemy stwierdzić, że pierwsza część się zgadza, bo polskie szczęście to niemieckie Glück, ale nie ma w nim odniesienia do Boga. Należy przypuszczać, że jest to pewnego rodzaju skrót, ponieważ na XIX-wiecznych drukach pamiątkowych dla górników często były umieszczane takie sentencje, gdzie druga część była jakby odpowiedzią: „Gott segen den Bergbau” – „Glück auf”, co możemy tłumaczyć jako: „Boże błogosław górnictwu”, na co odpowiadano: „Na szczęście”. (W dwudziestoleciu międzywojennym powstawały dla polskich kopalń identyczne druki, na których pisano jedynie: Szczęść Boże górnictwu). Występowały również pocztówki z drukowanymi napisami „Mit Gott” – „Glück auf”. Najbardziej jednak rozpowszechniona była sama forma „Glück auf”, na którą padała identyczna odpowiedź. Inną podpowiedzią w wyjaśnieniu tej kwestii może być zwyczaj z czeskiego górnictwa, gdzie funkcjonowały te dwa pozdrowienia: „Zdar Buh” i „Na zdar” (niech Bóg darzy/niech dobrze się darzy).
Niemieckie „Glück auf” rozpropagowała m.in. nasza tarnogórska szkoła górnicza, która kształciła kadrę techniczną, średniego stopnia również dla kopalń Zagłębia (do 1889 r. ponieważ wówczas w Dąbrowie uruchomiono własną szkołę). To jej absolwenci mieli w zwyczaju pozdrawiać się po niemiecku, w odróżnieniu od zwykłych górników. (Echo tego zwyczaju wybrzmiewa w powieści „Historia o Janku górniku” Zofii Bukowieckiej z 1896 r., gdzie główny bohater zostaje na nauki wysłany właśnie do szkoły sztygarów na „Szląsku”).
Ciekawą interpretację fenomenu górniczego pozdrowienia możemy przeczytać w górniczym kalendarzu na rok 1912, który właśnie zatytułowany był Szczęść Boże. Redakcja tłumaczy: (…) od wieków już całych istnieje stary zwyczaj górniczy, który wsiąknął już niejako w krew górnika, że wita się wzajemnie słowem „Szczęść Boże”. Dalej czytamy: Polskie „Szczęść Boże” jako powitanie górnika jest tak utartym i przyswojonym, że nawet najzagorzalszy postępowiec mimochodem go używa.
Następnie redakcja byłaby bardzo szczęśliwa, aby tam, gdzie polskie pozdrowienie zostało wyparte przez obce, znów było używane przez polskich robotników. Radzi również, by przełożonych narodowości niemieckiej bądź czeskiej pozdrawiać wedle ich tradycji, przez co okaże się im należny szacunek. Natomiast śmiesznie wygląda to kiedy spotyka się dwóch polskich górników, którzy pozdrawiają się obco, a późnej mówią po polsku, bo tylko tak potrafią.
Sytuacja po 1945 r. ulegała jednak zmianie. W czasach PRL – władze partyjne usiłowały zmienić „Szczęść Boże” po prostu na „górnicze pozdrowienie” czy też „cześć pracy”. Wyrugowanie tego nie było łatwe, ponieważ w artykułach prasowych i dokumentach z tamtego czasu pojawia się „Szczęść Boże”, pisane razem i z małych liter. Celowo, aby umniejszyć rangę tego pozdrowienia i uczynić z niego górniczy folklor.
Jednocześnie ze wspomnień pracowników kopalń wiemy, że „na dole” powszechne było „Szczęść Boże”. A jeżeli jakiś młody aspirant górniczy nie uszanował tradycji i przywitał się zwyczajnym „dzień dobry”, był przez starszyznę górniczą odpowiednio do swojego przewinienia potraktowany. Natomiast legendy górnicze opowiadają, iż władca podziemia – Skarbnik, życzył sobie być pozdrawiany przez górników „Szczęść Boże”, a jeżeli ktoś nie wywiązał się z tego obowiązku, mógł być „maźnięty w pysk”.
Współcześnie to pozdrowienie wybrzmiewa w różnych sytuacjach, np. przy dosiadaniu się do ławki w kościele czy przy spotkaniu z osobą duchowną. I już na sam koniec – weźmy sobie do serca mądrość płynąca z górniczych legend i używajmy „Szczęść Boże” jak najczęściej.
Bogusława Brol

Montes Nr 119