Menu Zamknij

Czar dawnego dzieciństwa

Dziecko ubrane w hazulkę, fotografia wykonana w atelier Otto Reiche, pocz. XX w.
Dziecko ubrane w hazulkę, fotografia wykonana w atelier Otto Reiche, pocz. XX w.

Obchodzony 1 czerwca Dzień Dziecka, jest doskonałą okazją do  pochylenia się nad eksponatami związanymi z dawnym dzieciństwem. Tym bardziej, że Muzeum w Tarnowskich Górach kilka dobrych lat temu prezentowało wystawę poświęconą temu tematowi. Niejako pokłosiem tamtego wydarzenia jest zgromadzona bogata kolekcja starych zabawek i przedmiotów niezbędnych do wychowania dziecka

Dziś niektóre z tych muzealiów zostały zupełnie zapomniane, inne przeszły swego rodzaju ewolucję, a jeszcze inne przeżywają swój renesans. Na pewno warto wspomnieć o kołysce, powijaku, beciku i hazulce.

Hazulka (hazuczka), czyli koszulka, to kiedyś typowe ubranie dla dzieci w wieku  2–3 lat. Z krótkimi lub długimi rękawami, sięgające za kolana i przeważnie zapinane z tyłu. Zazwyczaj szyto je z białych płóciennych tkanin, z podziałem na domowe, codzienne i bardziej szykowne, ozdabiane haftami. Mamy to szczęście, że do muzealnych zbiorów pozyskano całkiem pokaźną ilość hazulek, ponieważ często były one mocno zniszczone przez licznych użytkowników. Do tego z pietyzmem w rodzinach przechowuje się cenne pamiątki, a nie używaną na co dzień odzież dziecięcą. 

Z kolei kołyska jest przedmiotem, którą w XX w. masowo zastąpiono łóżeczkiem, ponoć bardziej bezpiecznym. Współcześnie młodzi rodzice częściej decydują się na zakup kołyski. W zbiorach muzeum znalazły się aż cztery kołyski (w tym dwie zabawkowe). Pochodzą z XIX w., czyli z czasów, kiedy w każdym domu dla najmłodszego dziecka była przewidziana kołyska. Całkiem słusznie uważano, że rytmicznie kołysanie dziecka uspokaja je i ułatwia zasypianie, a współczesne badania mówią o ćwiczeniu w ten sposób równowagi, koordynacji i koncentracji. Niegdyś na Śląsku mawiano, że osoby, które w okresie niemowlęcym nie były bujane w kołyskach, wyrastały na osoby „zmierzłe”. Mądrość ludowa zalecała wówczas do łóżka założyć bieguny, takiego delikwenta mocno przywiązać i „wykolybać co by nie był zmierzły”. Kołyska w gwarze śląskiej była nazywana „kolybką”, a „kolybać” może się również niestabilny stół.

Zapomnianym niezbyt dawno niemowlęcym akcesorium jest powijak. XX-wieczny powijak jest szczątkowym reliktem tych wcześniejszych, znanych od dawien dawna, kiedy nowo narodzone dziecko szczelnie zawijano taśmami „na grubości dwóch lub trzech palcy”, maksymalnie krępując jego ruchy. W XIX wieku nasze prababcie odeszły od tego sposobu zabezpieczania niemowlęcia, jedynie owijając brzuch na wysokości pępka – aby dziecko nie miało go wypukłego. Zabieg ten był stosowany do lat 80. XX w. Obecnie posługujemy się jedynie powiedzeniem „być w powijakach” i jestem przekonana, że prawie wszyscy będą wiedzieli, co oznacza to powiedzenia, ale kto odpowie na pytanie: Co to jest powijak? 

Jeszcze przed kilkudziesięciu laty obowiązkowym rekwizytem używanym do obrzędu chrztu św. był becik, czyli długa poduszka, którą okrywano niemowlę. Poduszkę ubierano w poszewkę, przeważnie zdobioną falbankami, koronkami czy haftami. Na bokach wiązano troczki, które szczelnie otulało dziecko. Patrząc na muzealne powłoczki becikowe, można wysnuć wniosek, że na przełomie XIX i XX w. były one standardowym elementem wyprawki niemowlęcej. W większości były codzienne, domowe, skromnie i dość mocno wyeksploatowane. Natomiast te „chrzcielne” były bogato ozdabiane. W połowie XX w. zapanowała moda, aby beciki z dzieckiem do chrztu dodatkowo okrywać specjalnymi kapami, często uszytymi z firanek. Współcześnie raczej nie używa się becików. Głównym zarzutem wobec nich było to, że niemowlęta się w nich przegrzewały, ze względu na to, że w międzyczasie domy zostały zaopatrzone w centralne ogrzewanie.


Dawne zabawki

Za klasyczną „graczkę” (tak w gwarze śląskiej określa się zabawkę) mogą uchodzić drewniane klocki. Jeden z muzealnych zestawów liczy 111 elementów i jest naprawdę solidnie wyeksploatowany. Natomiast drugi komplet klocków jest praktycznie nieużywany, w dodatku w znacznej części jeszcze fabrycznie ułożony. Pochodzi on z lat 30. XX w. i musiał być na tamte czasy dość nowatorski (prototyp popularnych dziś klocków marki Lego, system łączenia produkowany od 1949 roku). Podłużne, drobne, różnokolorowe słupki są zaopatrzone w niewielkie otworki, które należało połączyć drewnianym kołeczkiem. Tak stworzona budowla była solidna. W oryginalnym pudełku zachowały się papierowe wzorniki, które przedstawiają modernistyczne wieżowce, będące symbolem nowoczesnego budownictwa lat 30. XX w. Stan zachowania tych papierowych wzorników świadczy o tym, że mamy do czynienia ze starym obiektem.

Klasykiem dawnego chłopięcego dzieciństwa były żołnierzyki (dziś zupełnie zapomniane). Nasz komplet zawiera 34 ołowiane figurki, różnych czasów i formacji wojskowych (przypuszczalnie przemieszane zestawy). Część postaci to kawalerzyści armii pruskiej okresu I wojny światowej lub wojny 1870 r., husarze z lancami, strzelcy i inni. Wprawne oko miłośnika militariów dostrzeże również żołnierza z pikielhaubą i pióropuszem, sugerujące formację grenadierską, oficerów z uniesionymi szablami czy sygnalistów. Stan zachowania obiektów (braki kończyn u ludzi i koni, połamane lufy karabinów) sugeruje niezliczone bitwy, jakie rozegrał muzealny pluton. 

Gra nazwana Europa-Reise to jedna z bardziej edukacyjnych gier planszowych, jakie mamy w zbiorach. Młodym graczom pozwala przez zabawę nauczyć się państw i miast Europy oraz określać odległości między nimi. Z perspektywy niespełna stu lat od czasu jej powstania możemy dowiedzieć się, że podróżowano nie tylko koleją, samolotami, ale również zeppelinami. We wschodniej Polsce dominowały furmankami, a natomiast radziecka Rosja to gigantyczna biała plama, po której grasują wilki. 

Niektóre z dawnych zabawek bardzo często przyuczały, zwłaszcza dziewczynki, do dorosłego życia. Ciekawym tego przykładem jest układanka nazwana Hausmütterchen, co można przetłumaczyć jako „domową mamusię”. Zabawa polega na tym, że na czterech planszach, ukazujących: wnętrze kuchni i pokoju oraz dwie wersje ogrodu, układa się kwadraty (w rodzaju puzzli, bez charakterystycznych łączeń). Po ich ułożeniu przestrzeń wypełnia się pracami. I tak: w kuchni trwa gotowanie, pokój jest sprzątany, w ogrodzie jest wieszane pranie i są zrywane jabłka. Szczególnie ciekawe są dwie plansze prezentujące wnętrze domu z początku XX wieku, które można uznać niejako za wzorcowe dla średnio zamożnych mieszkańców ówczesnych terenów należących do Niemiec.

Interesującą grupę stanowią pomniejszone kopie przedmiotów świata dorosłych. Bardzo często ten rodzaj dawnej zabawki był wykonany z tych samych surowców, np. szkliwnej porcelany czy emalii. Odzwierciedlały one świat dorosłych, w wersji mini pozwalały uczyć się „dorosłości”. Z tego typu zabawek mamy dość pokaźną ilość serwisów porcelanowych lub ich elementów. Na Śląsku, który do połowy XX w. był zagłębiem manufaktur porcelany, serwisy porcelanowe dla lalek były dość powszechne, co ciekawe nie są sygnowane. Charakteryzowała je nieco gorsza jakość, ponieważ dzieci i tak szybko je zniszczą. Faktycznie, większość z nich jest niekompletna, spękana i wyszczerbiona.

Ewenementem jest serwis obiadowy, który przetrwał do naszych czasów kompletny, tzn. zachowało się po 6 sztuk talerzy (płytkich, głębokich i deserowych). Do zestawu należą również: waza, sosjerka oraz półmiski. Serwis jest oryginalnie dekorowany kalkomanią, przedstawiającą różne figle wyprawiane przez małpy. 

Szczególną precyzją wykonania zachwycają zabawki – naczynia kuchenne, m.in. durszlak, patelnia do jajek sadzonych, garnek. Metalowe zabawki są identyczne jak te, które na początku XX wieku były w śląskich kuchniach, z zewnątrz emaliowanie na niebiesko, a od środka – na biało. Solidne, stabilne i co najważniejsze, w pełni funkcjonalne. Można domniemywać, iż były one wytwarzane przez rybnicką fabrykę naczyń emaliowanych „Silesia”.

Wśród starych zabawek nie brakuje również sprzętów typu maszyny do szycia. Oczywiście są to zabawki już dla starszych dziewczynek, które chętnie bawiły się, naśladując pracę dorosłych. Solidna konstrukcja i sprawny mechanizm umożliwiały prawdziwie szycie, co dawało młodym dziewczętom podstawy konkretnego zawodu. 

Przez majstrujących dziadków czy ojców sporządzano domki dla lalek. Doskonałym tego przykładem jest imponujący kredens kuchenny, naturalnie wzorowany na „bifejach” lat 30. XX w. Szuflady i drzwiczki są ruchome i w pełni sprawne. Możliwe, że ten kuchenny mebel służył trójce rodzeństwa, o czym mogą świadczyć umieszczone inicjały.

W dawnych czasach, nękanych wojnami, kryzysami czy bezrobociem, kupowanie nowych, firmowych zabawek było często fanaberią zamożnych. Takim przykładem jest lalka z końca XIX wieku, z biskwitową, ręcznie malowaną głową. Finezji lalce dodają szklane oczy i opadające powieki. Na głowie ma perukę wykonaną z prawdziwych włosów. Tego rodzaju zabawki były przeważnie szanowane. Czasami dzieci mogły się nimi bawić przy szczególnych okazjach: świętach czy urodzinach. Często w ramach prezentu sporządzano dla takich lalek nowe ubranie. 

Rozmowy o minionym dzieciństwie często obfitują we wspomnienia o ulubionych zabawach. Jedną z dobrze wspominanych zabaw było naśladowanie księdza lub ministranta. Można było wówczas z puszki po konserwie rybnej zrobić kadzidło (z wieczkiem wyciętym do połowy – w czasach PRL-u nie było zawleczek ułatwiających otwieranie – podziurkowanej na całej powierzchni, z dowiązanym sznurkiem, do środka wkładano suche liście lub trawę, część koniecznie musiała być zmoczona wodą, i podpalano). Tak samodzielnie wykonana „graczka” i dreszczyk emocji wynikający z zabawy pełnej konspiracji przed dorosłymi gwarantowały prawdziwą frajdę. Puszek-kadzideł nie ma w zbiorach, ale z tego tematu całkiem niedawno pozyskano do kolekcji… monstrancję i dwa świeczniki. Z pewnością przy takich profesjonalnych zabawkach dziecięca wyobraźnia nakazywałaby wybudować ołtarz, a na drodze usypać kwietny chodnik i na „niby” bawić się w procesję Bożego Ciała. Zwłaszcza, że w kulturze tradycyjnej to święto było ważne i niezwykle malownicze, co szczególnie inspirowało dzieci.

Szczęśliwe, beztroskie dzieciństwo to czas, do którego bardzo chętnie wracamy. Muzealne magazyny pełne są przedmiotów, które są niemymi świadkami takiego właśnie czasu, a na pewno pochodzą one z lat, kiedy więcej było dzieciaków niż zabawek.

Bogusława Brol

Montes Nr 116