Począwszy od pierwszych Dni Gwarków zorganizowanych przez Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej 14 – 17 września 1957 roku sztandarowym produktem spożywczym dla uczestników była pospolita kaszanka
Krupniok z kotła, czyli ugotowany w saganie z wrzątkiem, sprzedawany dla pokrzepienia ciała podczas imprezy w 1957 roku, uznany został przez tarnogórzan i przyjezdnych za najbardziej smaczną zakąskę. W kolejnych latach kaszok ugruntował swoją pozycję najlepszego przysmaku Dni Gwarków. Każdy, kto bawił na imprezie, skosztować musiał krupnioka, które w większych ilościach sprzedawane były też na straganach podczas okolicznościowego jarmarku. Gwarecki krupniok, na równi z barwnym korowodem mieszkańców przebranych za historyczne postacie związane z miastem oraz koncertami, zyskał znaczenie symbolu imprezy.
I nie było to sprzeczne z górnośląskimi tradycjami. Górnicy ciężko pracujący w podziemiach kopalń musieli jeść kaloryczne i pożywne posiłki. Śląski krupniok miał tylko 15 % kaszy, reszta to były podroby; płuca, wątroby, ozory, skórki wieprzowe, tłuszcz i krew z uboju oraz przyprawy; cebula, pieprz, majeranek. Farsz znajdował się w osłonce z jelit. Krupniok miał kształt kiełbasy o grubości 5 cm i długości 15 cm. Kaszankę rębacze jedli pieczoną albo parzoną.
Potrawy tej – już znanej w Niemczech, Słowacji i Węgrzech – nie znali jednak pierwsi górnicy i gwarkowie wydobywający kruszce od XVI wieku w okolicy Tarnowskich Gór. Pierwsze zapiski o konsumowaniu kaszanki w podgliwickiej wsi pochodzą z końca XVIII wieku. Spożywanie krupnioków upowszechniło się na Górnym Śląsku na dobre wraz z rozwojem górnictwa węgla w latach 30. XIX wieku.
Najprawdopodobniej husaria króla Jana III Sobieskiego nie była częstowana przez mieszkańców Tarnowskich Gór kaszanką, której szerzej nie znano również do XVII wieku w Rzeczypospolitej. Chociaż nie ma co do tego całkowitej pewności, że jakiś husarz nie skosztował w mieście gwarków krupnioka, gdyż Jan Chryzostom Pasek wspominał w swoich „Pamiętnikach”, jak to w 1658 roku podczas wyprawy wojennej Stefana Czarneckiego do Danii, tamtejsi mieszkańcy uraczyli żołnierzy specjałem, jakim była dla nich kaszanka. Dumny Sarmata oczywiście odmówił poczęstunku „…i mnie częstowano tym do uprzykrzenia, ażem powiedział, że Polakom tego jeść nie godzi, bo by nam psi nieprzyjaciółmi byli, gdyż to ich potrawa.”
Olbrzymia popularność w PRL gwareckich krupnioków spowodowana była także brakami aprowizacyjnymi w czasach socjalizmu. Z powodu braku szlachetniejszych wędlin władzom było na rękę forowanie kaszanki. Chociaż w kryzysowych latach nawet z produkcją krupnioków miały kłopot tarnogórskie zakłady mięsne. Nie dość, że brakowało podrobów i krwi z uboju, nie było też kaszy. Organizatorów Dni Gwarków nie raz ratował przed kompromitacją sam wojewoda Jerzy Ziętek, załatwiając na imprezę 200 wagonów z pęcakiem, bo krupnioków nie mogło zabraknąć.
Dobrze radzili sobie też mieszkańcy, hodując w przydomowych chlewikach prosiaki. Świniobicie, podczas którego mistrzem ceremonii był masarz, miało charakter wielkiego święta, równego Dniom Gwarków. Krupniokami po uboju obdarowywani byli wszyscy, którzy dokarmiali świnie obierkami, chlebem, pomyjami. Szynki i słonina były dla wybranych.
Ryszard Bednarczyk