Menu Zamknij

Czego Morcinek szukał w mieście gwarków?

Do Feliksa Piestraka, dyrektora Górnośląskiej Szkoły Górniczej w Tarnowskich Górach dotarła w 1933 roku nietypowa karta pocztowa. Listonosz przyniósł przesyłkę wprost do gabinetu dyrektorskiego. Czym tak bardzo odbiegała od normy zwykła pocztówka?

Na czołowej stronie zamiast widoku miejskich ulic czy zabytków lub krajobrazu górskiego albo nadmorskiego znajdowało się zdjęcie pisarza Gustawa Morcinka z autografem. Na odwrocie oprócz adresu zamieszczony był odręczny nabazgrany jak kura pazurem wpis prozaika. Morcinek dziękował dyrektorowi za pamięć i przysłanie mu tekstu o gwarkach tarnogórskich. Obiecywał odwzajemnienie się i przesłał wyrazy szacunku i powodzenia. Pod autografem pisarz zamieścił datę 11 maja 1933 roku.
Był to okres, w którym urodzony w 1891 roku w Karwinie prozaik, mający za sobą kilkunastoletnią pracę w kopalni, opublikował już opowiadania i powieści o trudzie górników. Po opublikowaniu w latach 1928–1933 książek „Byli dwaj bracia”, „Serce za tamą”, „Wyrąbany chodnik”, „Narodziny serca”, „Łysek z pokładu Idy” uznany został za najwybitniejszego polskojęzycznego pisarza śląskiego. Nie było więc nic zaskakującego w nawiązaniu z piewcą górniczego znoju korespondencyjnego kontaktu przez dyrektora najstarszej na Śląsku szkoły górniczej, kształcącej fachowców do pruskiej kopalni rud nieżelaznych „Fryderyk” od 1803 roku. Feliks Piestrak w chwili korespondencji z Gustawem Morcinkiem toczył ciężkie boje o połączenie polskiej od 1924 roku szkoły z placówkami w Wieliczce i Dąbrowie Górniczej. Starania spełzły na niczym i w czerwcu 1933 roku ostatni absolwenci opuścili mury tarnogórskiej sztygarki.
 Jednak kontakty pisarza i dyrektora spowodowane były także podjętymi wtedy próbami udostępnienia turystom tarnogórskich sztolni i podziemnych korytarzy i stworzenia kopalni zabytkowej na wzór tej w Wieliczce. W międzywojniu nie zawiązała się bliższa współpraca prozaika z miłośnikami sztolni. Od 1935 roku do wybuchu wojny Gustaw Morcinek przebywał za granicami Polski. Do ściślejszej współpracy doszło dopiero w Polsce Ludowej.
Pisarz po kilkuletnim okupacyjnym pobycie w obozach koncentracyjnych Dachau i Sachsenhausen nie był już tym samym człowiekiem. Zastraszony, schorowany łatwo uległ władzy komunistów, którzy po 1945 roku przejęli rządy w Polsce. Bez większego oporu godził się na zmiany dokonywane w jego prozie, dostosowanej do wymogów doktryny socrealizmu. Państwowi mecenasi kultury nadali jego twórczości proletariackiego charakteru, a autora ukształtowali na wzór inżyniera dusz ludzkich. Został posłem Stronnictwa Demokratycznego na Sejm w latach 1952-1956. Pełnił sporo innych funkcji w Związku Literatów Polskich i Froncie Jedności Narodowej, pozostając jednak prozaikiem wiernym górniczemu społeczeństwu Górnego Śląska.
Kiedy na łamach „Dziennika Zachodniego” w 1952 roku ukazały się fragmenty jego pisanej ponad dwadzieścia lat powieści „Ondraszek” tarnogórzanie ponownie nawiązali kontakt z pisarzem. Bezpośrednią przyczyną zainteresowania utworem były zamieszczone w tej prozie wątki tarnogórskie. Już w pierwszych rozdziałach wójt Szebesta, ojciec trzyletniego Ondraszka, sławnego zbójnika z ziemi cieszyńskiej, przyjechał do Tarnowskich Gór powitać króla Jana III Sobieskiego maszerującego z husarią na odsiecz Wiednia. Jest kilka zdań w tej prozie namaszczenia Ondraszka przez króla na polskiego rozbójnickiego hetmana: „…dojrzały jego siwe oczy małego synka o czarnej czuprynie i śmiałym spojrzeniu. Zatrzymuje się król, patrzy w chłopięce oczy, potem oddaje przybocznemu rycerzowi buławę, oddaje Symbollum apostolium, schyla się, podnosi Ondraszka w ramionach, wysoko, patrzy mu wciąż w oczy, teraz coś mówi do niego i całuje w czoło”. Kolejnym wątkiem jest ukrywanie się Moronia z ondraszkowej gromady przed obławami w tarnogórskich podziemiach.
Tym, którego poruszyła powieść Gustawa Morcinka, był Władysław Rowiński, rajca Miejskiej Rady Narodowej w Tarnowskich Górach. W wysłanym do pisarza 16 czerwca 1952 roku pisanym na maszynie liście radny zachwycał się twórczością prozaika. Jak na owe czasy przystało, dużo w pochwałach działacza było agitatorskich frazesów i sloganów o wyzysku człowieka pracy przez grafów, właścicieli ziemskich i kapitalistów. Sednem była jednak troska o właściwe opisanie pracy gwarków w pierwotnych warunkach, zmaganie z żywiołem podziemi i wody. Dlatego Rowiński przesłał Morcinkowi publikacje o tarnogórskim górnictwie Józefa Piernikarczyka i zaprosił twórcę do odwiedzin miejscowych podziemi kopalni rud ołowiu i srebra oraz sztolni. Obiecał także udostępnić ustne opowieści górnicze do wykorzystania w pisarstwie.
Gustaw Morcinek nie zlekceważył zaproszenia i 9 lipca 1952 roku odpisał na zwykłej karcie pocztowej ze znaczkiem z podobizną Bolesława Bieruta. Zaproponował radnemu spotkanie w Tarnowskich Górach 14 lipca 1952 roku, gdy przyjedzie jako prelegent na zebranie w sprawie pokoju z ramienia Komitetu Obrońców Pokoju do miejscowej Szkoły Przysposobienia Zawodowego nr 2. Po spotkaniu z uczniami, podczas którego pisarz opowiadał o przyczynach szorstkości górników oraz ich zwyczajach, spotkał się z Władysławem Rowińskim i sztygarem Alfonsem Kopią, który nosił się z zamiarem założenia stowarzyszenia pracującego nad udostępnieniem wyrobisk kopalnianych do zwiedzania. Prozaik spędził nawet, poczęstowany krupniokiem, noc w mieszkaniu sztygara w zrujnowanym budynku winiarni Sedlaczka przy Rynku. Pokłosiem tej wizyty była „Legenda o tarnogórskim dzwonie” opisująca romans Zeflika, syna Ondraszka, ze Stazyjką, dziewką służebną z miasta gwarków. To kolejna opowieść Morcinka łącząca legendy cieszyńskie i tarnogórskie. Zwieńczeniem znajomości z prozaikiem był jego wieczór autorski 20 stycznia 1955 roku w ramach cyklu spotkań „Czwartki Tarnogórskie” organizowanego przez powstałe w 1953 roku Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej.
Ryszard Bednarczyk
Fot. ze zbiorów SMZTDo Feliksa Piestraka, dyrektora Górnośląskiej Szkoły Górniczej w Tarnowskich Górach dotarła w 1933 roku nietypowa karta pocztowa. Listonosz przyniósł przesyłkę wprost do gabinetu dyrektorskiego. Czym tak bardzo odbiegała od normy zwykła pocztówka?

Na czołowej stronie zamiast widoku miejskich ulic czy zabytków lub krajobrazu górskiego albo nadmorskiego znajdowało się zdjęcie pisarza Gustawa Morcinka z autografem. Na odwrocie oprócz adresu zamieszczony był odręczny nabazgrany jak kura pazurem wpis prozaika. Morcinek dziękował dyrektorowi za pamięć i przysłanie mu tekstu o gwarkach tarnogórskich. Obiecywał odwzajemnienie się i przesłał wyrazy szacunku i powodzenia. Pod autografem pisarz zamieścił datę 11 maja 1933 roku.
Był to okres, w którym urodzony w 1891 roku w Karwinie prozaik, mający za sobą kilkunastoletnią pracę w kopalni, opublikował już opowiadania i powieści o trudzie górników. Po opublikowaniu w latach 1928–1933 książek „Byli dwaj bracia”, „Serce za tamą”, „Wyrąbany chodnik”, „Narodziny serca”, „Łysek z pokładu Idy” uznany został za najwybitniejszego polskojęzycznego pisarza śląskiego. Nie było więc nic zaskakującego w nawiązaniu z piewcą górniczego znoju korespondencyjnego kontaktu przez dyrektora najstarszej na Śląsku szkoły górniczej, kształcącej fachowców do pruskiej kopalni rud nieżelaznych „Fryderyk” od 1803 roku. Feliks Piestrak w chwili korespondencji z Gustawem Morcinkiem toczył ciężkie boje o połączenie polskiej od 1924 roku szkoły z placówkami w Wieliczce i Dąbrowie Górniczej. Starania spełzły na niczym i w czerwcu 1933 roku ostatni absolwenci opuścili mury tarnogórskiej sztygarki.
 Jednak kontakty pisarza i dyrektora spowodowane były także podjętymi wtedy próbami udostępnienia turystom tarnogórskich sztolni i podziemnych korytarzy i stworzenia kopalni zabytkowej na wzór tej w Wieliczce. W międzywojniu nie zawiązała się bliższa współpraca prozaika z miłośnikami sztolni. Od 1935 roku do wybuchu wojny Gustaw Morcinek przebywał za granicami Polski. Do ściślejszej współpracy doszło dopiero w Polsce Ludowej.
Pisarz po kilkuletnim okupacyjnym pobycie w obozach koncentracyjnych Dachau i Sachsenhausen nie był już tym samym człowiekiem. Zastraszony, schorowany łatwo uległ władzy komunistów, którzy po 1945 roku przejęli rządy w Polsce. Bez większego oporu godził się na zmiany dokonywane w jego prozie, dostosowanej do wymogów doktryny socrealizmu. Państwowi mecenasi kultury nadali jego twórczości proletariackiego charakteru, a autora ukształtowali na wzór inżyniera dusz ludzkich. Został posłem Stronnictwa Demokratycznego na Sejm w latach 1952-1956. Pełnił sporo innych funkcji w Związku Literatów Polskich i Froncie Jedności Narodowej, pozostając jednak prozaikiem wiernym górniczemu społeczeństwu Górnego Śląska.
Kiedy na łamach „Dziennika Zachodniego” w 1952 roku ukazały się fragmenty jego pisanej ponad dwadzieścia lat powieści „Ondraszek” tarnogórzanie ponownie nawiązali kontakt z pisarzem. Bezpośrednią przyczyną zainteresowania utworem były zamieszczone w tej prozie wątki tarnogórskie. Już w pierwszych rozdziałach wójt Szebesta, ojciec trzyletniego Ondraszka, sławnego zbójnika z ziemi cieszyńskiej, przyjechał do Tarnowskich Gór powitać króla Jana III Sobieskiego maszerującego z husarią na odsiecz Wiednia. Jest kilka zdań w tej prozie namaszczenia Ondraszka przez króla na polskiego rozbójnickiego hetmana: „…dojrzały jego siwe oczy małego synka o czarnej czuprynie i śmiałym spojrzeniu. Zatrzymuje się król, patrzy w chłopięce oczy, potem oddaje przybocznemu rycerzowi buławę, oddaje Symbollum apostolium, schyla się, podnosi Ondraszka w ramionach, wysoko, patrzy mu wciąż w oczy, teraz coś mówi do niego i całuje w czoło”. Kolejnym wątkiem jest ukrywanie się Moronia z ondraszkowej gromady przed obławami w tarnogórskich podziemiach.
Tym, którego poruszyła powieść Gustawa Morcinka, był Władysław Rowiński, rajca Miejskiej Rady Narodowej w Tarnowskich Górach. W wysłanym do pisarza 16 czerwca 1952 roku pisanym na maszynie liście radny zachwycał się twórczością prozaika. Jak na owe czasy przystało, dużo w pochwałach działacza było agitatorskich frazesów i sloganów o wyzysku człowieka pracy przez grafów, właścicieli ziemskich i kapitalistów. Sednem była jednak troska o właściwe opisanie pracy gwarków w pierwotnych warunkach, zmaganie z żywiołem podziemi i wody. Dlatego Rowiński przesłał Morcinkowi publikacje o tarnogórskim górnictwie Józefa Piernikarczyka i zaprosił twórcę do odwiedzin miejscowych podziemi kopalni rud ołowiu i srebra oraz sztolni. Obiecał także udostępnić ustne opowieści górnicze do wykorzystania w pisarstwie.
Gustaw Morcinek nie zlekceważył zaproszenia i 9 lipca 1952 roku odpisał na zwykłej karcie pocztowej ze znaczkiem z podobizną Bolesława Bieruta. Zaproponował radnemu spotkanie w Tarnowskich Górach 14 lipca 1952 roku, gdy przyjedzie jako prelegent na zebranie w sprawie pokoju z ramienia Komitetu Obrońców Pokoju do miejscowej Szkoły Przysposobienia Zawodowego nr 2. Po spotkaniu z uczniami, podczas którego pisarz opowiadał o przyczynach szorstkości górników oraz ich zwyczajach, spotkał się z Władysławem Rowińskim i sztygarem Alfonsem Kopią, który nosił się z zamiarem założenia stowarzyszenia pracującego nad udostępnieniem wyrobisk kopalnianych do zwiedzania. Prozaik spędził nawet, poczęstowany krupniokiem, noc w mieszkaniu sztygara w zrujnowanym budynku winiarni Sedlaczka przy Rynku. Pokłosiem tej wizyty była „Legenda o tarnogórskim dzwonie” opisująca romans Zeflika, syna Ondraszka, ze Stazyjką, dziewką służebną z miasta gwarków. To kolejna opowieść Morcinka łącząca legendy cieszyńskie i tarnogórskie. Zwieńczeniem znajomości z prozaikiem był jego wieczór autorski 20 stycznia 1955 roku w ramach cyklu spotkań „Czwartki Tarnogórskie” organizowanego przez powstałe w 1953 roku Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej.
Ryszard Bednarczyk

Montes nr 122