Współcześnie podróż koleją z Tarnowskich Gór do Węglińca trasą przez Lubliniec zajmuje z przesiadkami pięć godzin. Odległość koleją w zależności od trasy przejazdu to nieco ponad trzysta kilometrów. Młodemu mężczyźnie przejście takiego dystansu może zająć co najmniej tydzień.
Ile czasu potrzebował na to młodzieniec, którego na początku grudnia 1951 r. zatrzymali w Węglińcu żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza? Tego się już chyba nie dowiemy
Węgliniec to małe miasto położone w Borach Dolnośląskich w odległości 13 kilometrów od granicy polsko-niemieckiej na Nysie Łużyckiej. Swą nazwę zawdzięcza kopalniom węgla brunatnego, jakie funkcjonowały w okolicy do drugiej połowy XX wieku.
Prócz górnictwa miasto zawdzięcza swe istnienie kolei. Węgliniec to znaczący węzeł kolejowy, skąd rozchodzą się tory w kilku kierunkach. Na północ przez Żary dojechać można do Zielonej Góry. Na południe tor prowadzi do stacji Lubań Śląski i dalej w kierunku Jeleniej Góry. Na wschód odjeżdżają pociągi do Legnicy i Wrocławia. W kierunku zachodnim z Węglińca tor poprowadzono przez Bielawę Dolną do niemieckiej stacji Horka. Jest jeszcze piąta linia kolejowa, na południowy zachód, do Zgorzelca.
Jako ważny węzeł kolejowy Węgliniec rzucał się więc w oczy na przedwojennych mapach. Zapewne z tego względu znalazł się na trasie marszu młodego człowieka, który sześć lat po zakończeniu drugiej wojny światowej postanowił przedostać się z Tarnowskich Gór przez Zgorzelec na zachód. Kandydat na uciekiniera z Polski Ludowej dotarł do Węglińca 5 lub 6 grudnia 1951 r., jak wynika z zachowanych dokumentów.
Czy młody mężczyzna wiedział, że w węglowo-kolejowym miasteczku funkcjonowała wtedy Graniczna Placówka Kontrolna Węgliniec? Możliwe, że nie. Gdyby wiedział, zachowałby czujność i raczej trzymał się z daleka od budynku dworca, na którym służbę pełnili żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza.
Ale tej czujności zabrakło i dlatego patrol GPK zatrzymał dziewiętnastoletniego młodzieńca. Podczas kontroli wyszło na jaw, że chłopak nie miał przy sobie właściwych dokumentów. Posiadał za to gotówkę w kwocie 180 zł, rzeczy osobiste oraz mapę niemiecką z naniesioną trasą od Tarnowskich Gór do Zgorzelca. Na mapie podkreślona była nazwa miasta Berlin. Od razu został zatrzymany jako podejrzany o chęć nielegalnego przekroczenia granicy.
Dlaczego GPK, czyli przejście graniczne znajdowało się w odległym o 13 km od granicy mieście, a nie w bliżej Niemiec położonej wsi Bielawa Dolna? Prawdopodobnie wynikało to ze względów praktycznych. W Węglińcu była duża stacja, skąd wysyłano i odprawiano pociągi m. in. za granicę.
Pewne jest, że w 1951 r. nikt inny ani z Tarnowskich Gór, ani z innego miasta nie został zatrzymany na gorącym uczynku w Węglińcu z mapą ucieczki na zachód. Wyczyn młodzieńca wybierającego się z Tarnowskich Gór na zachód był ewenementem w skali tamtego roku.
Ale nie był czymś odosobnionym. Pół roku później udało się przedostać do Niemieckiej Republiki Demokratycznej innemu uciekinierowi, który szedł pieszo z Wrocławia przez Lubań i Zgorzelec.
Tomasz Rzeczycki