Menu Zamknij

Woda, ogień i diabelskie skarby – symbolika ukryta w obrzędowości wiosennej

Obchód Marzanny w Reptach na Górnym Śląsku, 1925–1939, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wiosenne obrzędy, w tym te związane ze świętami Wielkanocy, koncentrują się wokół symboliki odradzającego się życia. Genezą sięgają pogańskich Jarych Godów, przypadających na okres równonocy wiosennej. W tradycji ludowej to czas, kiedy zaczynał się rok agrarny, przyroda budziła się do życia, a w polu rozpoczynały się pierwsze prace

Nie brak w obrzędowości wiosennej symboliki życia, płodności i witalności. Odnajdziemy jej ślady w zającu wielkanocnym, malowanych jajkach czy zielonych palmach. Dominujące jednak w obrzędowości tego czasu są dwa symbole – przeciwstawne sobie żywioły, a mianowicie woda i ogień. We wszystkich kulturach stanowiły one przedmiot kultu. Co ważne, ich funkcjonowanie w świadomości ludowej opierało się na dualizmie – wierzono w ich oczyszczającą i uzdrawiającą siłę, jednocześnie mając świadomość ich niszczycielskich i destrukcyjnych mocy.
Woda i ogień są obecne w wielu obrzędach wiosennych. Jednym z pierwszych zwyczajów cyklu wiosennego jest niszczenie/topienie Marzanny. Słomianą kukłę, która uosabiała zimę i śmierć, topiło się w rzece lub stawie albo spalało. Czasem dokonywano obu tych procesów podczas jednego obrzędu, podpalając kukłę, a następnie wrzucając przypalone resztki do wody. Podobnie postępowano z męskim odpowiednikiem Marzanny, czyli Marzaniokiem. Symbolicznego spalania dokonywano także podczas zwyczajów odbywających się w czasie Wielkiego Tygodnia. W Wielką Środę wieczorem, w wielu miejscowościach Górnego Śląska, palono na polach stare sprzęty domowe, śmieci i szmaty. Pozbywano się w ten sposób niepotrzebnych rzeczy z domu, jednocześnie symbolicznie żegnano post. Namoczone w smole lub żywicy stare miotły i gałęzie podpalano niczym pochodnie i biegano z nimi po polach, krzycząc: „żur pola, buchty chwola”. Często towarzyszyło temu zniszczenie zakwasu żurowego lub naczynia, w którym go trzymano – tym samym symbolicznie żegnano postne potrawy. Zwyczaj ten nazywany był paleniem żuru, pogrzebem żuru, żurową środą lub skrobaczkami. W niektórych górnośląskich miejscowościach ogniska i pochodnie palono w Wielki Czwartek, jak w podgliwickiej Stanicy, gdzie do dziś znany jest zwyczaj palenia tzw. fakli, z którymi chłopcy obchodzą pola. Takie obchody miały zabezpieczyć plony i wyznaczyć granicę przestrzeni bezpiecznej dla upraw. We wsiach Beskidu Śląskiego w Wielką Sobotę palono ogniska przy kościołach, a zabrany z nich ogień służył do okadzania zwierząt gospodarskich. Zwyczaj ten nazywano paleniem Judasza. Określenie to odnosi się także do praktyki niszczenia antropomorficznej kukły. W Wielki Piątek, a czasem w Wielką Sobotę, spalano słomianą kukłę symbolizującą Judasza – do dziś czyni się to w Skoczowie. Palenie Judasza znane jest także na Opolszczyźnie – odbywa się w Wielki Piątek, oraz w powiecie lublinieckim, gdzie kukłę spala się w Wielki Czwartek. Moce ognia, choć niszczycielskie, uczestniczyły też w zabiegach ochronnych. W okolicach Miasteczka Śląskiego przed burzą miało chronić wrzucenie w ogień krzyżyka z palm wielkanocnych oraz zapalanie gromnic stawianych w oknach.
Wiara w uzdrawiającą moc wody objawia się między innymi w rytualnych kąpielach i polewaniu. Według tradycji ludowej, w nocy między Wielkim Czwartkiem a Wielkim Piątkiem woda nabierała szczególnych, magicznych mocy. Jeszcze do niedawna na Górnym Śląsku ludność udawała się w Wielki Piątek do rzek i potoków aby obmyć się w cudownej wodzie. Ważne było, aby dotrzeć do celu przed świtem. Niektóre źródła podają informację, że drogę należało pokonać w milczeniu, inne że po drodze śpiewano religijne pieśni i modlono się (np. w Bibieli). Po takim rytualnym obmyciu nigdy się nie wycierano. Wierzono, że woda musi sama wyschnąć na ciele, inaczej straci cudowne właściwości. Ci, którzy nie mogli dotrzeć do akwenu obmywali się na podwórku przy studni albo przynoszono im wodę do domu. W Wysowej, w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, zbierano się przy źródle św. Sarkandra, palono ogniska, a o północy nabierano ze źródełka wody, którą zabierano do domu. Podobnie czyniono w wielu innych miejscowościach, m.in: w Miasteczku Śląskim, gdzie zbierano się na tzw. Markowych Łąkach, przy stawie w Gierzynie oraz przy brzegach Brynicy. Obmywano się też w źródełku w Starych Tarnowicach. Jeszcze do niedawna uzdrawiające właściwości przypisywano wodzie ze źródełka Młodości w Reptach oraz wodzie z zabytkowej studzienki w Piekarach Śląskich, choć brak źródeł, które wzmiankują o tym, aby uaktywniały się one w Wielki Piątek. W tradycji chrześcijańskiej woda i ogień nabierają szczególnego znaczenia sakralnego podczas obrzędów Wielkiej Soboty, kiedy zostają poświęcone przez kapłana. Wierni zabierają wówczas święconą wodę oraz zapalone świece do domów, gdzie pełnią one funkcje ochronne i apotropeiczne. Święconą wodą dokonywano rytualnego pokropienia całego gospodarstwa, a w niektórych przypadkach również spożywano ją, przypisując jej właściwości zabezpieczające przed chorobami i nieszczęściami. Jak zauważa badacz śląskich zwyczajów Jerzy Pośpiech:
„Kult wody niezbędnej do wegetacji i urodzaju, podobnie jak kult ognia, wyrósł z podłoża pogańskiego. Kościół dopełnił go treścią religijną i przez włączenie do swej liturgii usankcjonował stare wierzenia. Otoczył nadto chrześcijańskim kultem cudowne źródełka i studzianki, przy których nasi pogańscy przodkowie, być może składali ofiary zamieszkującym je duchom. Ileż jest tych świętych źródeł na Górnym Śląsku do dnia dzisiejszego? A o iluż mówią podania, legendy i baśnie?”
Dniem, który w roku obrzędowym najbardziej kojarzy się z wodą, jest bez wątpienia Poniedziałek Wielkanocny tzw. Śmigus lub Śmirgus, obecnie nazywany Śmigusem-Dyngusem lub Lanym Poniedziałkiem. W swoich początkach zwyczaj związany był z pogańskimi świętami agrarnymi, podczas których rozpryskiwana woda miała sprowokować przyrodę do wydawania obfitych plonów. Analogicznie, oblewanie wodą miało zapewnić płodność kobietom. Już w późniejszych wiekach wylewano na nie wiadra lodowatej wody lub nurzano je w potokach, co często skutkowało ciężkimi zachorowaniami. W Brynicy wołano przy tym: „Śmingory, dyngory, wyłaźcie dziouchy z komory”. Zwyczaj pełnił też funkcje społeczne i matrymonialne – oblanie wodą młodej dziewczyny interpretowano jako przejaw sympatii oraz zainteresowania ze strony chłopaka. Współcześnie zwyczaj Śmigusa-Dyngusa uległ złagodzeniu, choć w niektórych społecznościach nadal pozostaje żywym elementem kultury ludowej.
Na koniec wrócę do Niedzieli Palmowej, z którą związana jest interesująca grupa wierzeń, mówiąca o znajdujących się pod ziemią skarbach, palących się w ogniu (w niektórych przekazach wierzenie dotyczy Wielkiego Piątku). Według relacji zebranych dla tarnogórskiego Muzeum w latach 60. XX w., takie przekonania popularne były również w powiecie tarnogórskim. Wierzono, że w Niedzielę Palmową na polach można znaleźć skarby, które tylko w ten dzień są widoczne dla człowieka, a których pilnuje zły duch. „Dawniej ludzie widzieli palące się skarby, ale zły duch nie dał do nich dostępu” – wspomina jedna z pań ( ur. 1898 r.). A druga dodaje: „Podczas śpiewania pasji chodzili dawniej mężczyźni do lasu i widzieli ogień, bo wtedy się w ogniu złoto czyściło”. Panowało przekonanie, że diabeł, który pilnuje skarbów tylko wtedy nie ma nad nimi panowania. W miejscu ich ukrycia w Niedzielę Palmową palił się ogień, aby go ugasić i wyciągnąć skarby należało wrzucić do niego poświęcony przedmiot. Urodzona w 1892 roku miasteczkowianka opowiedziała historię swoich sąsiadów, którzy w Niedzielę Palmową udali się w pole na poszukiwanie skarbów. Zabrali ze sobą małą córeczkę. To właśnie dziewczynka pierwsza dostrzegła ogień i podeszła bliżej, by ogrzać przy nim dłonie. Gdy jej matka to zauważyła, wrzuciła w płomienie swój szkaplerz. Wówczas ogień zgasł, a z ziemi wyłonił się garnek pełen pieniędzy, za które rodzina wybudowała dom. Czy stoi on do dziś? Tego nie wiadomo. Pewne jest jednak, że żywioły wody i ognia od wieków pobudzały ludzką wyobraźnię i odgrywały kluczową rolę w dorocznych obrzędach naszych przodków, sięgających jeszcze czasów przedchrześcijańskich.
Joanna Kryszka
Dział Etnografii, Muzeum w Tarnowskich Górach

Montes nr 133