
To nie miasto gwarków było w czasach stalinowskich najważniejszym punktem turystycznym na mapie powiatu tarnogórskiego. Podziemia bytomsko-tarnogórskie były wówczas praktycznie niedostępne dla turystów, kopalnia zabytkowa jeszcze nie została zbudowana, a innych miejsc ciekawych z perspektywy organizatorów turystyki w mieście nie było
Największe nadzieje władze wojewódzkie i centralne odpowiedzialne za turystykę upatrywały w położonym na wschód od Tarnowskich Gór Świerklańcu. Miał on się stać miejscem świątecznego wypoczynku dla mas pracujących Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Oczywiście nie cały Świerklaniec, lecz park przypałacowy z ruinami zdewastowanego pałacu, należącego niegdyś do rodu Henckel von Donnersmarck. To tam robotnicy fabryk, hutnicy, górnicy, wraz z pracownikami rozlicznych innych zakładów GOP-u mieli nabierać sił do jeszcze bardziej wytężonej pracy na rzecz socjalistycznej Polski.
Podstawowym mankamentem był niezbyt dogodny dojazd do Świerklańca. Wieś leżała z dala od przemysłowych ośrodków, a dotarcie do niej dla robotników z Czeladzi, Dąbrowy Górniczej czy Gliwic zabierało sporo trudu i czasu. W latach pięćdziesiątych XX wieku zapowiadano kilkukrotnie plan wydłużenia linii tramwajowej z Piekar Śląskich do Świerklańca czy nawet dalej, do Tarnowskich Gór, ale nic z tego nie wyszło. Osobom chcącym samodzielnie dotrzeć do świerklanieckiego parku, musiał wystarczyć autobus linii nr 5 łączący Tarnowskie Góry z Katowicami.
W tej sytuacji masowy przewóz ludzi do Świerklańca organizowano w inny możliwy sposób. Oto przykład z wielkiej imprezy plenerowej, zorganizowanej w niedzielę 18 maja 1952 r. w Świerklańcu. Dyrekcja Okręgowa Kolei Państwowych postanowiła uruchomić tego dnia szereg pociągów dodatkowych kończących bieg na stacji Nakło Śląskie. Warto je tutaj wyliczyć by wyobrazić sobie, jak duże masy ludzi zamierzano wówczas przywieźć do Świerklańca z różnych stron województwa katowickiego.
Były więc dwa pociągi z Zawiercia przez Tarnowskie Góry do Nakła Śląskiego. Ze stacji noszącej później nazwę Dąbrowa Górnicza Ząbkowice zapewniono pociąg przez Wojkowice do Brzezin Śląskich, gdzie można się było dalej przesiąść na pociąg do Nakła Śląskiego. Inny pociąg przesiadkowy miał jechać ze stacji Dąbrowa Górnicza do Katowic. Był też pociąg bezpośredni z Gliwic, oraz cztery pociągi z Katowic, z których jeden jechał przez Siemianowice Śląskie, a dwa przez Bytom. W dniu imprezy autobusy linii nr 24 z Grodźca przez Szarlej do Świerklańca miały kursować co godzinę, podobnie jak autobusy z Czeladzi do Świerklańca. Zorganizowano również autobusy kursujące między Nakłem Śląskim a Świerklańcem.
Jakież to niebywałe atrakcje czekały na gości z Czeladzi, Będzina, Dąbrowy Górniczej, Gliwic czy Katowic tego dnia w Świerklańcu? Tak oto opisywała je katowicka Trybuna Robotnicza w numerze z 16 maja 1952 r.: „Festyn ludowy w Świerklańcu to zdrowa, przyjemna wycieczka i kulturalna rozrywka. Usłyszymy tam swoje ulubione zespoły śpiewacze – zespół rewelersów huty »Baildon«, chór »Ogniwo« WDK, nagrodzony na Festiwalu Muzyki Polskiej, zespół Haralda z Marią Koterbską, artystów Opery Śląskiej – Natalię Stokowacką, Antoniego Majaka i Bogdana Paprockiego. Śląskie gadki opowiadać będzie prof. Ligoń – Karlik”. Niejako w uzupełnieniu można dodać, że z myślą o tym, którzy nie dostaną się do Świerklańca, przeprowadzono dodatkową, mniejszą imprezę w Katowicach w Parku Kościuszki, z udziałem m. in. solistów Opery Śląskiej. Ale to Świerklaniec miał być tego dnia głównym miejscem zabawy i odpoczynku w GOP-ie.
W czasach stalinizmu o Świerklańcu dyskutowano w najwyższych gremiach odpowiedzialnych za organizację i finansowanie turystyki i wypoczynku w skali kraju. W latach 1952-1960 takie kompetencje miał Komitet dla Spraw Turystyki (KdST) przy Prezesie Rady Ministrów. Powołano go na mocy uchwały Rady Ministrów nr 127 z dnia 8 marca 1952 r. w sprawie organizacji turystyki. KdST rozpatrywał wnioski płynące z terenu od władz wojewódzkich czy też z organizacji społecznych, takich jak np. Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Przy KdST działał Komitet Oceny Projektów Inwestycyjnych (KOPI), od decyzji którego zależał konkretny kształt finansowanych inwestycji. Na forum KOPI jak i na posiedzeniach ogólnych kierownictwa KdST niejednokrotnie omawiano sprawę utworzenia w Świerklańcu ośrodka wypoczynkowego dla mieszkańców GOP-u.
Jak postrzegano Świerklaniec z perspektywy Warszawy? Jakie stanowisko władze centralne polskiej turystyki przyjmowały wobec tej miejscowości? Warto tu zacytować stenogram z posiedzenia Komitetu dla Spraw Turystyki z 27 kwietnia 1955 r., na którym sporo uwagi poświęcono tej kwestii. Przede wszystkim nie było pewności, co do tego, kto ma się zająć planowanym ośrodkiem wypoczynku świątecznego: rady narodowe, związki zawodowe, czy któreś z zakładów pracy. „Świerklaniec wymaga stosunkowo dużych nakładów i nie powinien być w ręku tego, kto nie jest zdolny wykonać całości. […] Ta inwestycja nie wiąże się z planem roku 1956, ale 1956 rok będzie decydującym momentem organizacyjno-eksploatacyjnym”.
Komitet dla Spraw Turystyki brał pod uwagę stanowisko władz województwa odnośnie Świerklańca. Ustalono, że obsługą i eksploatacją projektowanego ośrodka wypoczynku świątecznego ma się zająć Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Pojawiły się natomiast pewne rozbieżności zdań. Jak można wywnioskować z dokumentu, mogło chodzić o nie tak dawną przeszłość Świerklańca i jego niemieckiego właściciela. Tak oto opisano sprawę w stenogramie ze wspomnianego posiedzenia KdST: „Świerklaniec to jest teren, na którym w ostatnich latach gospodarował hrabia von Donnersmark. Wpływy jego dotychczas są widoczne. Ostatni właściciel – Donnersmark jest posłem w Bundestagu i pisuje listy do osób zatrudnionych w doświadczalnych ogrodach. W okresie plebiscytu Świerklaniec na 193 głosy oddał 190 głosów na Niemców mimo, że okoliczne wsie miały stosunek odwrotny. Te wpływy donnersmarkskiego hakatyzmu istnieją dotychczas. Z kapliczki, która istnieje na terenie parku wyciągano Donnersmarka kilkanaście razy. Ten park należy do sadownictwa i PTTK nie udawało się tych grobów zabezpieczyć. Tam te groby trzeba było tak urządzić, żeby nie było do nich dostępu. Z drugiej strony teren parku był obiektem do wygrywania lokalnych antagonizmów między ludnością niemiecką a polską. Tam znajduje się jezioro… – dawna granica Królestwa i Prus. Na terenie tego parku te wszystkie rozdrażnienia antagonistyczne występowały dopóki nie przyszło PTTK. W pierwszą niedzielę, kiedy dowiedzieliśmy się, że mamy przejąć park, to były dwa trupy i szereg ciężko rannych odwieziono do szpitala”.
Komentarza wymagają pewne informacje, zapisane w stenogramie z posiedzenia. Rzeczywiście, niektórzy przedstawiciele rodu Henckel von Donnersmarck po tym, jak w 1945 r. wyjechali z Górnego Śląska do zachodnich Niemiec, utrzymywali kontakt listowny z dotychczasowymi pracownikami swoich byłych posiadłości. Było to ryzykowne dla tych ostatnich, jako że Urząd Bezpieczeństwa Publicznego miał informacje o tych kontaktach i mógł z nich zrobić użytek, uprzykrzając im życie np. przesłuchaniami.
Czy można wiązać Donnersmarcków z hakatyzmem? Zwyczajową nazwą Hakata określany był Niemiecki Związek Marchii Wschodniej. Była to istniejąca w latach 1894–1934 niemiecka organizacja nacjonalistyczna, rozpowszechniająca antypolską propagandę. Na Hakatę miał przekazywać jakieś pieniądze książę Guido Henckel von Donnersmarck (1830–1916).
Nie jest natomiast prawdą, jakoby ostatni niemiecki właściciel Świerklańca z rodu Donnersmarcków został po drugiej wojnie światowej posłem do niemieckiego Bundestagu. Guidotto Henckel von Donnersmarck (1902–1959) po opuszczeniu w 1945 r. terenu Górnego Śląska przeniósł się wraz z rodziną do Bawarii, gdzie zamieszkał w Alpach w miejscowości Rottach-Egern blisko granicy z Austrią. Posłem do Bundestagu był natomiast hrabia Jerzy Henckel von Donnersmarck (1902–1973). Nie był on jednak właścicielem posiadłości w Świerklańcu, lecz w Gręboszowie. To wieś na Górnym Śląsku w gminie Domaszowice, położona przy linii kolejowej nr 142 Kalety – Wrocław Mikołajów, oddalona ponad sto kilometrów od Świerklańca.
Arystokratyczna przeszłość Świerklańca, jak i dalsze losy jego poprzedniego właściciela miały znaczenie w czasach stalinowskich. W Polsce panowała wtedy jeszcze silna fobia antygermańska, będąca niejako naturalną reakcją na ogrom zbrodni ze strony hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy dokonanych na społeczeństwie polskim. Ale nie tylko kwestie historyczne warunkowały to, co działo się ze świerklanieckim parkiem. Chociaż Świerklaniec decyzją rządową przeznaczony został na ośrodek wypoczynku świątecznego, to jednocześnie władza ludowa starała się wykorzystać ten teren do celów gospodarki rolnej. Tak tę sprawę przedstawiono na forum Komitetu dla Spraw Turystyki: „Ta uchwała rządu nie dotarła jeszcze do Ministerstwa Rolnictwa, w którego gestii Świerklaniec leży jako obiekt rolniczy. Ministerstwo Rolnictwa uważa, że tam może być niedzielny wypoczynek, ale tam muszą się paść krowy. Za czasów Donersmarka tam nie pasły się krowy i ten park to jest teren zabytkowy”.
Z perspektywy dziesięcioleci można ocenić, że roztaczane wówczas wizje co do Świerklańca nie zostały spełnione. Świerklaniecki park mimo czynionych prób tylko na krótki czas stał się miejscem organizowania masowych imprez plenerowych o znaczeniu wojewódzkim. Niedługo później na znacznie ciekawsze miejsce i oferujące zróżnicowaną ofertę wyrósł Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Mieszkańcy Sosnowca, Rudy Śląskiej czy Siemianowic Śląskich mieli do niego bliżej i łatwiej im było tam dotrzeć, niż do Świerklańca. Do tego w 1970 r. zaistniał zalew Nakło Chechło jako ośrodek wypoczynkowy, stając się sezonową atrakcją o wiele większą od Świerklańca, zwłaszcza dla mieszkańców Tarnowskich Gór, Bytomia czy Radzionkowa.
Tomasz Rzeczycki